niedziela, 30 września 2012

piątek, 28 września 2012

czwartek, 27 września 2012

"Anniversary Of An Uninteresting Event"



Offowy piątek to poranna wizyta u dentysty, małe wierconko, powrót w okolicę hotelu i niespotykane noizy na ulicy. Bardzo miły prezent od organizatorów i zespołu, który, niestety, spotkał się z dość znacznym niezrozumieniem bardzo dociekliwego pana od tańców/sztuk walki. Off rozpoczął się więc z przysłowiowym tupnięciem, a potem napięcie miało tylko rosnąć. O BNNT przypomniał mi bardzo dobry wywiad na T Mobile. Polecam, bo kocham takie rozdrapujące chaos projekty.

Fun fact: To chyba moje drugie podejście do koncertówek od strony analogowej. Pierwsze (zdjęcia z koncertów Eagle Twin Sunn O)))) czeka jeszcze na wywołanie. I tez było robione nieśmiertelną lomo-zabawką.




środa, 26 września 2012

"Do the Strand"





Kato, Kato i jeszcze raz Kato. Kolega się śmiał, że za parę lat fotografie będą miały wartość historyczną, a zamiast rozkopanego betonu, będziemy wdychać odświeżacz powietrza z nowego molochodworca i pomiędzy kolejnymi koncertami na Offie, wbijać się w orgazmiczny szał szoppingu. Zupełnie inaczej niż w przypadku ostatniego zdjęcia na którym czas się zatrzymał a co niedzielę (sobotę?) rządzą tam wąsaci panowie i goście, tkwiący ciągle w epoce miętego dresu (przynajmniej zawsze na takich trafiałam). Mówiąc krótko - giełda komputerowa. Tęsknota za Katowicami jest, ale w przyszłym roku jest plan odwiedzenia tego miasta aż trzy razy.

A dziś urodziny ma Bryan Ferry. A jeżeli pan Ferry to tylko ten numer:



Słuchało się kiedyś Roxy Music (Papa był i jest fanem) a i lata temu nawet fociło pana Ferryego na pewnym festiwalu. Ale to zupełnie inna historia...

"Tired of the tango, fed up with fandango, dance on moonbeams, slide on rainbows."

wtorek, 25 września 2012

"Road To Nowhere"





Odebranie zeskanowanych filmów z analoga (dzięki Paweł!) z okresu czerwiec-wrzesień, to chyba największa bomba emocjonalna z jaką się ostatnio spotkałam. Cyfra, cyfrą (tak, można wykopać z cybernetycznych odmętów archiwa jednak te już się kiedyś widziało), ale zaskoczenie towarzyszące oglądaniu fotografii zrobionych w określonym celu, w pewnych sytuacjach czy w specyficznych miejscach potrafią człowieka zamienić w rozsypujący się domek z kart. Dlatego dziś najbardziej neutralnie, choć nie do końca bo foty powstały w drodze na pamiętnego Taurona.

"There's a city in my mind, come along and take that ride and it's all right"

poniedziałek, 24 września 2012

"Się †"






Ponad tydzień temu, razem z Michałem Kropińskim, poszliśmy sobie na spacer taką oto trainspottingową częścią Warszawy. Wrażenie pozytywne, taka trochę planeta małp z wystającym Pałacem Kultury. Plus nielegalne squaty i obozowisko żuli. Ci ostatni resztą poprowadzili z nami krótką, acz owocną konwersację, ale sfotografować się nie dali. Nic na siłę. A i tak musiałam odpowiedzieć na pytanie "dlaczego ja te fotki tak napierdalam?". Lubię takie wypady. Coś się dzieje, coś jest, są historie. Zupełnie inaczje niź w ten bezproduktywny, wkurwiający weekend. Najgorzej to pozostawać w stanie zawieszenia, generowanym przez jakiś bezproduktywny zombie mode. Niepewna Warszawa w tym tygodniu, czy szwankujące nikonowskie 35/2. Fajnie byłoby osobiście odwiedzić warszawski serwis Nikona bo szybciej bym się dowiedziała co i jak. Ale nic nie wiadomo.

Wczoraj do rąk trafił mi lipcowy Aktivist (z refleksem też ostatnio słabiej) a tam artykuł Michała o trainspottingu i łażeniu tak gdzie nie wejdziesz z obcasami. Wyszło bardzo fajnie, ale nie ma się czemu dziwić skoro Kropiński jest znamym kochankiem miejskich przestrzeni, rdzy i anegdot z warszawskich suburbii.










piątek, 21 września 2012

"Psychodela"





Miało być innego, ale jest okazja. Dziś na ekrany wchodzi "Jesteś Bogiem". Film oglądałam ponad tydzień temu w Studiu im. Agnieszki Osieckiej na projekcji o którą trójkowa ekipa długo i zażarcie walczyła. Całość ładnie jedzie na sentymentach, przypomina parę sytuacji i uświadamia, że w polskim szołbizie tak naprawdę nic się nie zmieniło.

Nie PFK, ale też Magik na wokalu. W tym kultowym utworze, którego słuchał i słucha każdy mój znajomy udający się na testy a potem czekający na wynik. Siedzenie z taką osobą, w klinice i czekanie na to aż ktoś wywoła jej nazwisko to coś co zdarzyło mi się w życiu dwa razy. Cokolwiek o tym napiszę, pozostanie śmiesznym banałem więc polecam po prostu posłuchać Magika. Tekst bardzo aktualny. Nie tylko na ten moment w którym, trzymając głowę w dłoniach, czekamy aż wyczytają numer naszej karty.



"Ile, ile ja bym dał byle o tym nie myśleć"

czwartek, 20 września 2012

"Naked As We Came"



Wola i mała część warszawskiego Śródmieścia. Chciałabym tam wrócić znów pofotografować ulice.

















Niespodziewanie zaatakował mnie dziś Iron & Wine i wspomnienie o kosmicznym koncercie tego projektu na zakończenie Off Festivalu 2008. Zaczęli od tego a potem już było tylko smutniej i piękniej. Cudowny kościół w Mysłowicach, szał z biletami przed koncertem i bootleg, który przygrywał potem często i gęsto.



W setliście zabrakło mojego ukochanego numeru, który działa jak natychmiastowy wyciskacz łez i spowodował kiedyś ogromne wzruszenie, podczas oglądania pewnego serialu. Najpiękniej.



"She says "wake up, it's no use pretending""