wtorek, 10 lipca 2012

"And Relax!"



Gdyby ktoś zapytał mnie co najbardziej wstrząsnęło mną na tegorocznym Openerze, chyba po raz pierwszy nie miałabym problemu z odpowiedzią. Stephen Morris grający na perkusji w New Order i "Anioły w Ameryce" Warlikowskiego.

Takiego odbioru chyba nikt się nie spodziewał - kolejki do namiotu teatralnego, zaproszenia zdobywane "cudem", ludzie przyjeżdżający specjalnie TYLKO po to, aby zobaczyć to przedstawienie, publika siedząca na schodach, piętnaście minut owacji.

I choć druga część nie udźwignęła wrażenia jakie zostawiła po sobie pierwsza, całość oglądało się z prawdziwą przyjemnością i lekkim ukłuciem w sercu. Do teraz w głowie mam trzy sceny: moment w którym pijany Joe (świetny Stuhr) dzwoni do swojej matki, a ta kończy rozmowę klasyczną frazą tarozmowanigdysienieodbyła, Chyrę tłumaczącego dlaczego ma raka wątroby na nie AIDS i kulminacyjny moment pierwszej cześci, gdzie przeplatają się dwa wątki, doprawione muzyką Sigur Ros. Każda scena obnażająca ludzką hipokryzję.

Kto będzie miał możliwość (a będzie jeszcze?), niech koniecznie idzie.
















4 komentarze: