piątek, 30 listopada 2012

"Night"



Odkrycie wyjazdu do Warszawy - bar w piwnicy PEKINU. Odwieliśmy go razem z Tomkiem i wciągnęliśmy po porcji pierogów (niby 6, ale tak napakowane farszem, że 8) plus zupkę pomidorową. I ta pani na kasie, i ta jej koszulka, i takie przekonanie, że schodzisz do podziemi i pomimo tego splendoru i marmurów, wszystko dalej jest po staremu, po polskiemu. Kocham.

A dziś odwiedziłam pewien przybytek, w którym ostatnim razem byłam 6 grudnia 2010 roku i zrobiłam to co każdy normalny, niechcący wspierać ZUSU obywatel powinien zrobić. Wtedy pierwszą piosenką, wybita mi przez mojego plajerka był mój ulubiony numer Zoli Jesus (jak grała w Warszawie rok temu, prawie się zabiłam pędząc, lecą, tylko po to aby usłyszeć ten numer) i, aby tradycji stało się zadość, poleciał i tym razem. Dobre morze reverbu i co tam się dzieje od 1:50. Moi Państwo...



"But in the end of the night we'll rest our bones"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz