środa, 21 listopada 2012
"Swedish Purse"
Rowno rok temu spakowałam torbę i walizkę (tradycyjnie już bo nieważne czy piec dni czy szesnaście - zawsze jest torba i walizka), zabrałam drabinkę i na dwa tygodnie (z 24 godzinna przerwa na Whitesnake w Katowicach - nawet, kurwa, nie wiecie jak trudno dojechać i wrócić w ciągu 24h z Wawy do Katowic, wtedy to wydawało się mission impossible, ale Tomek uratował!) zamieniłam długość i szerokość geograficzna z gdyńskiej na warszawska. Dwa tygodnie naszpikowane koncertami, spacerami i pierwszymi, nieśmiałymi próbami robienia zdjec "dla siebie". No i ta straszna wiadomość o rozstaniu Kim Gordon i Thrustona Moora, która spowodowała autentyczne załamanie i wycieranie nosa w rękaw B. na pewnej pamiętnej imprezie. Pamiętnej bo zgubiłam wtedy klucze i gdyby nie Pinky złe by się działo. Oj źle. A potem, jakieś dwa tygodnie później, ktoś zarzucił pomysłem i hasłem "Mastodon w Berlinie". Teraz wydaje się, ze to "tylko" rok, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, ze listopad 2012 i listopad 2011 dzielą lata świetlne, metry klisz i gigabajty zdjęć.
Był tam mój ostatni "rojkowy" koncert Myslovitz i pierwszy śnieg. Spacery po Śródmieściu i Woli. I chyba wizyt w Stodole i tych spacerów będzie mi podczas tego wyjazdu brakować bo "tylko" do poniedziałku i każdy dzień będzie naszpikowany atrakcjami pracowymi. Mam tez nieśmiały zamiar niezakaszleć współtowarzyszy na śmierć, choć szykuje się mały szpital na peryferiach.
Ale ciekawe jaka będzie teraz TA Warszawa. Ze Sprocketem w kieszeni i bieganiem na czas po wnętrzach Pałacu Kultury. I nie mam pojęcia dlaczego w tym momencie przypomniała mi się historia z autostopem i zespołem disco polo. I dojazdem do Chojnic w jedyne 11 czy 12 godzin...
Ot takie warszawsko-trójmiejskie historie do zdjęć z Krakowa. Ponownie maj 2012.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz