piątek, 9 listopada 2012
"Goon Squad"
Na karku deadline, na dysku gigabajty do backupowania, w głowie chęć do zresetowania tego wszystkiego. Listopad, na razie, pod znakiem wpatrywania się w monitor, wieczornego nordica, biegania i planowania kolejnych, semi-spontanicznych spotkań.
Warto od czasu do czasu zrobić sobie mały roadtrip po okolicy, poznać te i owe zagraniczne dzielnice i uświadomić sobie, jak bardzo Trójmiasto jest rozległe i jak kurewsko źle skomunikowane. Synonim słowa najgorzej i rosnąca tęsknota za warszawską komunikacją (ale nie jej cenami..). Ale humor poprawiły dwa koncerty, kultowy zapieks, losowo przeprowadzone dialogi i nowe zakupy. Kobiety kochają zakupy. Każde.
No i grunt to dobra ekipa do wozu i nagrany ze smakiem mikstape. I wyśpiewywanie razem z Bono "Where The Streets Have No Name". Jeden z najpiękniejszych płytowych otwieraczy jakie kiedykolwiek słyszałam. A potem jeszcze The Dead Weather i parę innych...
Nowe Deftones to na razie synonim rozczarowania. Słabo.
Kończę te teksty, zaczynam kolejne i siadam do sortowania zdjęć, które już niebawem wrzucą się do internetów. A potem przeglądanie archiwum i wyjazd. I trenowanie cierpliwości. Do wszystkiego i wszystkich.
W temacie kawałków do nocnych wypadów samochodowych. Od lat numer jeden:
Autor:
Joanna frota Kurkowska
o
15:51
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
A Day In The Life Of A Poolshark,
acid food,
bookhouse boys and girls,
everybody needs a theme tune,
gdańsk,
gdynia,
klub desdemona,
portrety,
roadtrip docs,
teatr,
teatr w oknie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
mam w dupie że Lazar! jest osobiście i zajebiście. dla mnie jest tu kilka Frotowych perełek :) pozdrawiam i głowa do góry nawet jesień może czasem być fajna ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry set. Kupuję całość. Jedno podwędziłam na pulpit :x.
OdpowiedzUsuńa.